-
Drink miesiąca! – (grudzień’14) – Malibu Latte, czyli poczciwe Malibu z mlekiem w podkręconej wersji
Wróćmy na chwilę pamięcią o paręnaście lat. Jest sobie przełom wieków, dwa milenijne sylwestry (najpierw ten ze znikającą „1”, potem ten właściwy) i pokolenie stanu wojennego wkraczające w dorosłość. Pod strzechy wkracza kokosowy likier zwany Malibu. Miksologia jeszcze w powijakach, a polska młodzież (i nie tylko młodzież) odkrywa, że tzw. rum kokosowy pije się m.in. z mlekiem (m.in. bo był jeszcze standardowy sposób – z gwinta). Tak, takim zwykłym, kartonowym. Malibu z mlekiem. Trochę jednego i drugiego, może trochę lodu i jazda. Hit. Jak Żubrówka z sokiem jabłkowym. Odświeżając sobie tamte piękne czasy postanowiłem w serii „Drink miesiąca” odświeżyć także tego kultowego drinka w wersji trochę bardziej „nowoczesnej”. Na wstępie…
-
Powrót z rumowego r(h)aju.
Jest sobie listopad Anno Domini 2010r., za oknami w matuszce Polsce tako nijako – plucha, pierwsze oznaki zimna, ogólnie jesienna deprecha. Jedynie co trzyma przy życiu to perspektywa… Perspektywa? Taaa… perspektywa spędzenia najbliższych dwóch tygodniu w raju. Rumowym raju. Ale żeby się do tego raju dostać to najpierw jedziemy 9 godzin do miasta Amsterdam (tak, tego w Holandii, tak tego z coffee shopami), by po kolejnych 14 godzinach lotu wylądować na… Jamajce. Tak, co po niektórzy dobrze łączą, trasa Amsterdam – Jamajka, hajowe eldorado, ale mnie to nie kręci. Jedziemy wylegiwać się na pięknych plażach wsłuchiwać się w klimaty Boba Marleya i kosztować tego, czego nie mieliśmy jeszcze okazji… króla…