Pizza, pasta i … Rum!
Wakacje rzecz świę(e)t(n)a! Po dość długim rozbracie z wypoczynkiem wybraliśmy się trzyosobową rodzinką na wakacje 🙂 Krótkie poszukiwanie palcem na mapie skoncentrowało się na Włoszech. Z jednej strony, bo to ulubiony nasz kraj do wypadów, z drugiej – wyszło metodą eliminacji negatywnej (samolotem nie, bo bambino za mały, w Polsce nie, bo we wrześniu za zimno, do Chorwacji nie, bo wszyscy tam jeżdżą (mocno hipsterski argument), Francja za daleko, Węgry niepewne pogodowo, a musi być samochodem, bo tona rzeczy do zapakowania,itp). Wybór padł na słoneczną Italię, a konkretnie na jezioro Garda, które odwiedzaliśmy już wcześniej kilkakrotnie, jechaliśmy więc na pewniaka (niżej na mapie nie, bo za daleko już samochodem :)).
Sirmione – pewniak na wrześniowe wyprawy
Miejscowość pewniak nazywa się Sirmione, piękna, malownicza mieścinka na południu Gardy, wryta trochę w jezioro (taki Hel, jedziesz, na lewo woda, na prawo woda, a przed tobą Centro Storico z malowniczymi uliczkami i pysznymi lodami, a dalej…jezioro). Zdecydowanie polecam, choć radzę omijać w weekendy – ludzi jak w Sylwestra w Zakopanem:
Kuchnia włoska – kto nie zna? kto nie lubi?
Pogoda dopisała, słoneczko, 25 stopni, można było nawet skorzystać z basenu. Jedzenie, jak to w Italii, fantastyczne. Była pyszna pizza (odkryliśmy nowe, niepozorne, a świetne miejsce, jak to się zwykle sprawdza, poza utartym szlakiem turystycznym), gelato (lody – też nowe, rewelacyjne, odkryliśmy), a do tego parmigiano reggiano (10 EUR za kg, cena wow!), świeża ricotta, świetna mozzarella di bufala (z mleka bawolego, ale różnica do zwykłej!), prosciutto, oczywiście białe winko z regionu Veneto (a jakie piękne krajobrazy winnicze po drodze!), ravioli (region Brescia wygląda na zagłębie tego przysmaku), świeża pasta, pyszne pesto zielone oraz zaskakująco dobre czerwone z ricottą i orzechami.
Na deser rewelacyjna kawka (nawet ja, totalny niekawosz skusiłem się na cappuccino) no i Aperol Spritz koło południa (po południu dla dobrego obyczaju :)) Dla nie wiedzących, co to Aperol, to taki pomarańczowy gorzkawy likier (bitters), który serwują w połączeniu z Prosecco i wodą gazowaną i podają z lodem w dużych kielichach do wina.
Garda – zdecydowanie do okrycia
Gardę objechaliśmy już kiedyś całą do okoła. Na szybko mógłbym polecić do zobaczenia miasteczka: Malcesine (z górą Monte Baldo, na którą można wjechać kolejką linową – świetne widoki), Riva del Garda, Limone, zasłyszane (bo to jedno z nielicznym miejsc, gdzie nie byłem) – Toscolano Maderno, właśnie Sirmione, a do tego Bardolino (z wejściem do tamtejszych winnic) i miejscowość Garda.
Parco Sigurta – perła do odkrycia
Z tego wyjazdu jedna rzecz koniecznie do zobaczenia. Około 30 km od Sirmione na południe jest miejscowość Valeggio sul Mincio. Mieści się tam przepiękny park/ogród (Parco Giardino Sigurta), nawet mnie, słabego botanika urzekł widokami. Można pochodzić (coś około 7,5 km ścieżek), można pojeździć rowerem, a także… meleksem (do wypożyczenia na miejscu) jak na polu golfowym. Rewelacja. A jakie kojące widoki 🙂 W sam raz dla skołatanego pracą serca.
Rum – czyli „przejdźmy do konkretów”
Ale rum – kwintesencja. Włochy nie są krajem rumowym, absolutnie, liczyć można ewentualnie na dobrą dystrybucję zagranicznych trunków no i na San Marino (ale to trochę niżej). I jak to wygląda w okolicach Gardy? Ano różnie. Generalnie, najpopularniejszy widok jest taki:
Bacardi, głównie Havana, dodatkowo Pampero – wenezuelski rum, bardzo dobrze rozprowadzony przez Diageo we Włoszech, bardzo popularny, sprzedawany w całej gamie (jasny, ciemny, edycja 1938 oraz najdroższy Anniversario, sprzedawany w skórzanej sakiewce). Po jakimś czasie trafiłem też na lepsze sklepy:
Pojawił się więc Appleton, Matusalem, Zacapa w dobrej cenie (30 EUR za „15”, 40 EUR za „23” przy 270 PLN w PL to promocja) no i z najlepszymi edycjami (etiquetta negra oraz XO), do tego Clement, Admiral Rodney, Varadero czy Brugal.
Wniosek, ciut lepiej niż w Polsce, ceny też lepsze, ale trzeba mocniej poszukać, żeby znaleźć coś wartościowego. Ale mają przynajmniej San Marino 🙂
Moje łupy? Pampero Aniversario i 12 letni Appleton (ale z tego co przeczytałem, to taki prawdziwy 12 letni – że leżakowany najmniej 12 lat, a nie najwięcej). Pampero – mega pozytywne zaskoczenie, przyjdzie wkrótce czas o tym napisać, a Appleton poszedł na razie na półkę 🙂 na lepszą okazję 🙂
pozdrawiam
Rum Fanatic