Europejski Raj Rumowy + info z lotniska w Maladze
Kiedy swego czasu odwiedzałem piękną wyspę o nazwie Jamajka, a dokładnie to bardzo dobrze rumowo urządzony sklep wolnocłowy przy przystani dla statków w Ocho Rios zastanawiałem się kiedy taki widok uda mi się zobaczyć gdzieś bliżej Polski (bo u nas to raczej ciężko – choć może takiego rozwoju jak z whisky się jeszcze doczekam). Wiedziałem, że można liczyć na San Marino, gdzie wśród niezliczonej ilości smakowych likierów parę ciekawych i niedrogich (w porównaniu do innych krajów) butelek można znaleźć. Znałem sklepy internetowe Austrii i Niemiec, które wysyłkowo mogą dostarczyć naprawdę spory zestaw miłośnika rumu. Ale pierwszy raz zobaczyłem na żywo (maj 2013, dla historyków) taki zestaw grubo ponad 20-30 marek w wielu konfiguracjach od najtańszych po najdroższe i to w tak zachęcających cenach. Gdzie?
Na Gibraltarze…
Czemu Gibraltar? Bo na tym małym półwyspie, formalnie terytorium zamorskim Wielkiej Brytanii zrobiło się bardzo ciekawe miejsce pod względem podatkowym – dlatego mówią na to raj podatkowy 🙂 i nie zagłębiam się tutaj w korzystne opodatkowanie dla firm czy osób fizycznych, ale m.in. w brak podatku VAT czy niewielki podatek akcyzowy. To wszystko składa się na bardzo korzystne ceny końcowe dla przeciętnego Kowalskiego, mieszkającego tam Smitha czy korzystającego z uroków przygranicznych Gonzaleza.
Tak więc, jak na zdjęciu poniżej do wyboru do koloru. Dość powiedzieć, że takich witryn na głównej ulicy Gibraltaru, niepostrzeżenie nazwanej… Main Street, jest od groma. Można to wręcz nazwać alkoholowym El Dorado, ale nie będziemy promować spożywania alkoholu jako takiego (co samo w sobie może być trochę hipokryzyjne:)
Co się udało złowić? Barcelo Imperial w bardzo fajnej butelce (jakoś przywiązuję wagę do butelek, nie wiem czemu) – 1 litr w cenie… 14 EUR. Przy okazji się przyznam, że już próbowałem. Super aromat, fajny bukiet smakowy i nie piecze w ustach (przynajmniej mnie) – ależ się górnolotnie zrobiło.
Od razu zrobię wstawkę walutową, bo jest tam trochę poplątania. Generalnie podstawowa waluta tam to funciak, ale przyjmują eurasy, z tym że przeliczają po dziwnym kursie, jeśli cena jest wyrażona w funtach. Kantory są. A, no i ceny w połowie w EUR połowa w funtach. Więc jak się trafi. Poplątane nie?
Drugi zakup to niebieska Havana – tak Havana Cuban Barrel Proof (45% mocy) – 1 litr za chyba 20 EUR jeśli dobrze pamiętam. Tej jeszcze nie próbowałem, czeka na dobrą okazję.
Dla upewnienia powiem, że pozostałe rumy/alkohole też w takich ciekawych cenach były (choć różne w różnych sklepach). Generalnie było z czego wybierać. Ah i była Zacapa 23, za 30 EUR. Zazwyczaj chodzi koło 50-80 EUR 🙂
Gdzie minusy spytacie? Ha, ano są. Nie ma róży bez kolca, jak mawiają. Po pierwsze, no trzeba tam dojechać/dolecieć (to drugie już bardziej, bo z Polski tam daleko). Ale z drugiej strony, może jakaś rodzinka nieopodal mieszka? Po drugie, mimo że wydaje się to częścią UE, to nic z tego. Nie ma Schengen (ale polski dowód osobisty wystarczy na wjazd), jest ograniczenie wywozu do 1 litra na głowę (osoby dorosłej oczywiście). Czy sprawdzają? Przejeżdżałem granicę samochodem – wyrywkowo trzepali z infiltracją bagażnikowych bagaży włącznie. Dotyczy to pewnie z 1% wyjeżdżających, ale ryzyk, fizyk. Mnie na granicy holenderskiej (samolotowej) też kiedyś chwycili z większą ilością butelek (sporo większą, że nie dało się przymknąć oczu), no to podatek zapłaciłem, i tak się opłacało. Ale różnie się może skończyć, nigdy nie wiadomo na jakiego osobnika się trafi. Jakie rozwiązanie? Ciekawe czy polskie „mrówki” już tam poznali 🙂 ?
Na Gibraltar dotarłem lecąc do Hiszpańskiej Malagi i stamtąd jest coś koło 140 km samochodem. Ciekawe miejsce w sumie ten Gibraltar z fajnym wyciągiem na górę, gdzie żyją ponoć jedyne w Europie małpy (w sensie w swoim stałym, naturalnym środowisku), super widokiem na okolicę i … Afrykę. Do tego tani rum/alko no i eggs and becon na śniadanie (choć to akurat zbytnio tanie nie było) 🙂
A jak już na zakończenie był lot powrotny z Malagi, to zrobiłem obczajkę tamtejszej strefy, no i powiem, że całkiem porządnie jest w rum wyposażona. Ceny już normalne (czytaj min 2 razy drożej niż na Gibraltarze – zresztą widać 28 EUR i 48 EUR za Barcelo i Havanę, które kupiłem wcześniej), ale jakiś wybór był. No i zawsze to ostatnie miejsce do zagospodarowania wolnej przestrzeni w bagażu podręcznym (jeśli ktoś na tym etapie podróży jeszcze jakieś ma :)) Poniżej zdjęcia.
A przy następnej wenie pisarskiej coś o Francji i jeszcze raz Włochy. Już nie będzie tak kolorowo 🙂
pozdrawiam
RumFanatic
PS. Przypomniała mi się jeszcze jedna rzecz. W Hiszpanii, przynajmniej gdzie byłem (Sevilla, Malaga, Tarifa) super drinki leją. Pełna kultura – poprosiłem Cuba Libre, to mnie spytali, który rum chce i mogę sobie każdy z baru wybrać. Po czym lali na oko (czyli najlepiej) i tak sowicie. Wybrałem kubański Legendario Elixir, ciemny – bardzo popularny w Hiszpanii. Ale coś mi nie podszedł. Normalnie jak z miodem – przypomniał mi Rumy Miel z Wysp Kanaryjskich. Bardzo słodki, jak dla mnie za słodki. W innym miejscu też lali na oko. Konia by z nóg zwaliło, a nie miareczka, miareczka i ani kapki pow. 40 ml 🙂