Rum ogólnie

Jak zostałem miłośnikiem… czyli pierwszy kontakt na linii człowiek – rum – cuba libre drink

:)

Are You ready?! Tak brzmią pierwsze słowa jakie Jonathan Davis śpiewa na pierwszej płycie zespołu Korn. Co to ma wspólnego z rumem i cuba libre? Bezpośrednio może nic (chyba, że Jon też jest miłośnikiem tego trunku  ), ale wracając do pewnego pięknego lata roku Pańskiego 2005 postawienie tego pytania w kontekście pierwszego, świadomego (o nieświadomym zaraz) kontaktu z rumem wydaje mi się z perspektywy czasu zasadnym.

Rum – nieświadomie

Ano czemu świadomego? Ponieważ pierwsze kontakty z rumem (kontakty z rumem…, brzmi trochę perwersyjnie, hehe:) ) miałem wcześniej. Trunek jednak ten ciężko obecnie nazwać rumem (wręcz nasza najjaśniejsza UE nakazała zmianę nazewnictwa), gdyż Tuzemak, bo o nim rzecz, a niegdyś rum Tuzemsky jest robiony na bazie melasy z buraków, a rzeczona najjaśniejsza nazywa „rum” jedynie produkty pochodzenia trzcino-curkowego.

Jako że jestem mieszkańcem południowej Polski słowo rum oznaczało ni mniej ni więcej – słodziutki i rozgrzewający dodatek do herbatki w zimne dni i noce. Żadnych tam Cuba Libre i innych frykasów – herbatka, ot co.

Drugi kontakt – równie nieświadomy, to moja wojaż do kraju zwanego Australią. Pytam znajomych, co za alkohola (oprócz winka naturalnie) tu dobrego i sławnego mają, co by można było do kraju nad Wisłą zawieść. Znajomi, że rum, taki z niedźwiadkiem – Bundy się nazywa. Wiadomość idealna – jest prezent na zimne wieczory dla babci. Rum = herbatka. No to siup do sklepu, patrze jest niedźwiadek, Bundaberg się nazywa, jakieś ma oznaczenia UP, OP, nie wiedziałem o co chodzi, wziąłem OP (teraz wiem, że OP= overproof, czyli coś koło 57,7% – sorry babciu).

:(

Nawet nie skosztowałem  bo zapomniałem wziąć butelki… dla siebie (frajer).

Rum – kontakt świadomy

Nadszedł więc sobie spokojnie rzeczony rok 2005. W porywie narastającej otwartości na świat w postaci wyjazdów tropikalnych, moja rodzinka postanowiła wyruszyć za ocean. Kierunek maksymalnie intrygujący – KUBA (jako że już się czułem trochę dorosły, to nawet przez moment myślałem, że może czas się usamodzielnić w wojażach i nie jechać – guupii, opamiętanie na szczęście szybko przyszło wraz z pierwszym zdjęciem plaży hotelowej).

KUBA – ojczyzna Fidela, Che, cygar i, jak czytamy… rumu (to tam też z herbatą piją?). Parę stron w przewodniku dalej padają pierwsze słowa w połączeniu z trunkiem – Cuba Libre, Pina Colada, Daiquiri, Mojito (mięta, ble) – drinki jednym słowem.

Drink Cuba Libre – rum z colą

Hę? Z colą to ja łychę mieszam i będę próbował Jim Beany i inne Jacki a nie rum proszę Państwa. Raczej nie byłem wtedy „ready” na kontakt z rumem.

Tak między jednym a drugim huraganem (bo się chłopina parę lat później podczas okopów w innym hotelu na Kubie podczas huraganu dowiedziała że okres lipiec-wrzesień to szczyt okresu huraganów) spokojnie osiedliśmy w bajecznej miejscowości Varadero. Pogoda na Kubie – żyleta cały rok (niemniej jednak lipiec – wrzesień popaduje w ciągu dnia).

Pierwsze kroki po zrzuceniu bagaży skierowaliśmy oczywiście do baru (w końcu to tzw. „all” był, to szkoda byle minuty straconej). My friend (jak to zwykle) what would You like to drink? A co tam, na Kubie to kubańskie na początek. Cuba Libre drink, please…

Bar, gdzie zamówiłem pierwszy drink Cuba Libre i poznałem, co to rum
Bar, gdzie zamówiłem pierwszy drink Cuba Libre i poznałem, co to rum
:)

Nie wiem co to był za dzień, ale tamtą chwilę obwieszczam moim pierwszym (świadomym) kontaktem ludzko-rumowym. Rum (wg folderów – lokalny napój alkoholowy – lubię takie lokalne napoje) – dokładnie biała Havana Club, razem z lodem koło połowa szklanki, do tego limonka i cola. W oddali muzyczka Buena Vista Social Club a przed oczami biały piasek i lazur oceanu. Nie wiem czy to ten klimat karaibski, czy co innego, ale w tamtym momencie stałem się miłośnikiem rumu i Cuba Libre.

pozdrawiam
RumFanatic

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *